Gwiazdka w Anglii - Dzień 1

Obudziłem się kwadrans po piątej. Zaledwie godzinę przed czasem, na który nastawiłem budziki. Byłem zbyt zestresowany i podniecony aby znowu zasnąć.

Pociąg był o 8:18, a ponieważ bilet kupiłem dzień wcześniej i zalatwiłem również samochód na dworzec, więc miałem dużo czasu. Najważniejsze, że nie spałem za długo. Po odmrożeniu swojego samochodu, mój wspólokator odwiózł mnie na dworzec. Korków nie było, więc przyjechaliśmy na dworzec punktualnie. Kupiłem sobie coś do czytania i znalazłem peron (początkowo stałem na złym peronie, zupełnie pozbawionym ludzi).

Pociąg nie był tak punktualny jak ja. Miał przedziały, a ja od dawien dawna nie jeździłem pociągiem z przedziałami. Wybrałem przedział, który miał tylko parę wspólpasażerów i usiadłem. Niestety przedział był dwufunkcyjny, bo był też sauną. A ja, siedząc nad kaloryferem, powoli gotowałem się. Straszliwie gorąco mi było. Wkrótce strumień potu splywał mi po twarzy. Na szczęscie, kontroler przechodził aby sprawdzić czy moje dokumenty były w porządku. Kontroler wyszedł z przedziału i, dzięki Bogu, nie zamknął za sobą drzwi a ciało moje wróciło do zwykłej temperatury. Inny facet dołączył do sauny i skomentował jak było gorąco. Kiedy pojawiła się okazja, przesiadłem się obok okna, aby zatrzymać proces gotowania.

Lektura czasopisma pomogła zabić czas. Zainteresowałem się artykułami o Wigilii. Jeden o karpiach, ich zaletach i wadach. Drugi był o tym jak można przeżyć nadmierną komsumpcję w czasie Gwiazdki. Pociąg przyjechał na Kraków Główny pięć minut przed czasem. Pasowało mi, bo wahadłowiec miał odjechać z dworca zaraz po przyjeździe pociągu z Kielc. Nie musiałem więc czekać pół godziny na peronie. 

Wsiadłem do pociągu bez biletu. Po kilkach minutach zdałem sobie sprawę, że miałem kupić bilet w automacie w pociągu. Przyjechałem na lotnisko dziesięć minut przed odprawą. Czekałem czerpliwie. Dołączyłem do kolejki, poruszałem się stopniowo (dziescięć centymetrów za każdym razem) pchając walizkę przed sobą. Kobieta z dzieckiem w wózku (i najwyraźniej z kolejnym w brzuchu) zapytała czy może iść na początek kolejki. Biedny facet odpowiedział, że mając dzieci, nie jest to wystarczający powód. Potem facet zdał sobie sprawę (albo może kobieta mu powiedziała), że ta gruba kobieta jest nie tylko z dziećmi, ale z kolejnym w drodze. Pomyślałem sobie, "Ona nie jest gruba, ale w ciąży. Będąc na jego miejscu, chyba też popełniłbym taki błąd."

Moje przejście przez kontrolę bezpieczeństwa zostało zakłócone przez angielską parę, która miała w bagażu rozmaite zabronione rzeczy (ostrza, laptopy, bomby). Strażnicy chcieli skontrolować ich bagaż bardzo dokładnie. W hali odlotów było więcej głupich Anglików, wymawiających złoty jak zlotaj. Chciałem ich pobić. W ciągu przelotu nie stało się nic niezwyklego i wkrótce potem byłem na angielskiej ziemi. Miałem ochotę pocałować asfalt, jak papież. 

Po kontroli paszportowej zmieniłem kartę SIM w telefonie i znowu byłem w kontakcie ze światem. Po krótkej podróży pociągiem znalazłem się w Brighton i przyjechałem taksówką do domu. Niestety klucz nie działał... Stety Ania była w domu i otworzyła mi drzwi, zza których dobiegało szczekanie Bonny'a. Dom był w takim samym stanie jak ostatnim razem kiedy tam byłem. Dywany... brudne, ale kuchnia i podłogi czyste. Dziewczyny najwyraźnej zrobiły przed Gwiazdką trochę sprzątania. Termostat ogrzewania był nastawiony na 30 stopni.

Dom miał być pełen ludzi. Spodziewaliśmy się matki Ani i brata Kasi. Niedługo po moim przybyciu do domu, przyjechała też nowa współlokatorka. Angielka nazywa się Clementine. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz angielska dziewczyna zamieszkała w moim domu. Przyjechała swoim samochodem i musieliśmy znaleźć dla niego miejsce w garażu. A ja byłem kierowcą. Mimo że nie prowadziłem samochodu półtora roku, udało mi się wprowadzić samochód do garażu.

Clementine wyjaśniła, że wciąż nie mogła znaleźć nikogo kto chciałby wprowadzić się do jej poprzedniego pokoju. To była dla mnie dobra wiadomość bo mogłem zostać w jej pokoju dwa i pół tygodnia. Znowu byłem w Małym Pokoju, który przynajmniej ma biurko i mogłem pracować spokojnie zamiast siedząc przy stole jadalnym.

Po zrobieniu zakupów wpadłem do domu a następnie wyszedłem z niego, aby zobaczyć co się ostatnio zmieniło w Brighton. Miałem również przyjemność w przejściu drogi na czerwonym świetle. Na ulicy "North Street" (albo "North Road" nigdy tego nie pamiętam) było wiele sklepów pełnych pamiątek dla turystów za leniwych, żeby jechać do Londynu. Tłumy czarnoskórych, gejów, azjatów a nawet Amerykanów chodziły ulicami.

Zastawaniałem się, czy powininem zostać w domu mojego pierwszego wieczora w Anglii. Nie byłem szczególnie zmęczony, więc zdecydowałem się posłuchać jakiegoś zespołu. Spacerowałem chwilę bo potrzebowałem trochę świeżego powietrza. Powietrze było nieco za świeże (i zimne), i nie mając ciepłego ubrania szybko szedłem w kierunku domu. Wszedłem do Latest Music Bar, bo chciałem sprawdzić czy były jakieś bilety na wieczorną komedię. Spytałem faceta za ladą o bilety, a on wskazał parę siedząc u szczytu schodów, które prowadziły na dół do Baru Kabaretowego. Para miała przed sobą prawie pustą listę rezerwacji i mogłem kupić bilet za pięc funtów. Pozostał kwadrans do wstępu występu. Miałem kwadrans do zabicia, więc wróciłem do domu aby zabić ten czasem internetem.

Kilka minut przed występem przeszedłem przez ulicę do baru. Chciałem poprosić o piwo mówiąc po polsku "proszę" i zamówiłem jedno nie pamiętając, że mogłem tam kupić również cydr. Dopiero w czasie nalewania mojego piwa zapytałem o cydr, "coś nie za słodkiego?" Barman powiedział mi o "Weston's Organic... Niestety bar na dole jest zamknięty, ale będzie przerwa." 

Poszedłem na dół z piwem w ręce. Pomyślałem sobie "Dziś wieczorem nie będę stał przy barze" kiedy zobaczyłem rzędy krzeseł i bar bez personelu. Znalazłem sobie miejsce daleko od sceny. Dwóch facetów pojawiło się na scenie. Obaj w średnim wieku, nosząc koszulki "polo".

"Dzis wieczorem" jeden z nich poinformował nas "Nie biędzie rekwizytów. Jest rok 1976... Muzyka to gówno... gówno do kwadratu." Na potwierdzenie tego zaprezentowali fragmenty kiepskiej muzyki z "Brotherhood of Man" and "Disco Duck". Komedia pod tytułem "Meeting Joe Strummer" była opowieścią wspominającą lata punkrockowe, poprzedzające rządy Margaret Thatcher, pokolenia rave, rock przeciwko rasizmowi. Ludzie w moim wieku doceniliby każde społeczne i kulturalne skojarzenie.

Po komedii, piwkach i cyderkach wrócilem do domu, do mojego małego pokoju. Zatrzymując się po drodze, aby tylko chwycić quiche i ciastka. 

Blog Archive